To nie koniec podwyżek: prąd i ogrzewanie pójdą w górę
Grzegorz Onichimowski, były prezes TGE i ekspert Instytutu Obywatelskiego, w rozmowie z portalem Newseria Biznes przyznał, że kolejne podwyżki w sezonie jesienno-zimowym są bardzo prawdopodobne. Nie oszczędzą nikogo - podstawą podwyżek jest drożejący gaz i węgiel, które wpływają na koszty właściwie wszystkich popularnych form ogrzewania. Przedsiębiorstwa ciepłownicze już składają do Urzędu Regulacji Energetyki wnioski o zatwierdzenie nowych taryf na najbliższe miesiące. Część z tych wniosków została już przyjęta.
– Prezes URE tu też nie ma za bardzo możliwości ruchu, bo gdyby nie zatwierdził tych wyższych taryf, to przedsiębiorstwa by po prostu zbankrutowały - komentuje Onichimowski.
Czy mieszkańcy wsi zapłacą więcej za ogrzewanie?
Ekspert Instytutu Obywatelskiego nie ma dobrych wiadomości dla mieszkańców mniejszych miejscowości. Prawdopodobnie to oni najbardziej dotkliwie odczują zmianę cen energii i ogrzewania. Zdaniem Onichimowskiego, mieszkańcy największych miast muszą liczyć się ze wzrostem rzędu 20 proc., podczas gdy na obszarach wiejskich i w małych miasteczkach ceny mogą podskoczyć nawet o 200 proc.!
– Mieszkańcy małych miejscowości mogą się liczyć z podwyżkami znacznie wyższymi, rzędu nawet 150–200 proc. Ich zasilają głównie osiedlowe kotłownie czy miejskie ciepłownie, a nie elektrociepłownie. Tymczasem te zakłady, które produkują jednocześnie ciepło i energię elektryczną, większość wzrostu kosztów będą przenosić raczej w cenie energii elektrycznej - tłumaczył w rozmowie z Newserią Onichimowski.
Kolejny wzrost cen prądu przed nami. Rachunki zwalą nas z nóg?
Według prognoz ekspertów, nie tylko ogrzewanie zdrożeje w najbliższych miesiącach. Czeka nas także kolejna podwyżka cen prądu. Jest się o co martwić: tylko w porównaniu z ubiegłym rokiem, cena energii elektrycznej na rynku hurtowym poszła w górę aż o 400 proc.! Choć odbiorców na rynku indywidualnym częściowo chroni taryfa, jest oczywiste, że przy tak ogromnym skoku cen nie unikniemy wyższych rachunków za prąd.
- Możliwości nieprzenoszenia tych rosnących kosztów na taryfę dla odbiorców indywidualnych są ograniczone – mówi Grzegorz Onichimowski i dodaje: – Poza tym nie ma nic za darmo i wiadomo, że jeśli podwyżki nie będą zbyt wysokie, to będzie oznaczać tylko tyle, że wyższe koszty zapłacą inni odbiorcy, tzn. przemysł, jednostki samorządu terytorialnego, szkoły, szpitale.
URE chce chronić konsumentów
Urząd Regulacji Energetyki, który odpowiada między innymi za zatwierdzanie nowych taryf, przewiduje, że rachunki gospodarstw domowych za energię elektryczną mogą w 2023 roku wzrosnąć o kilkadziesiąt procent. Pojawiają się już pierwsze propozycje, by wprowadzić działania osłonowe. W innym przypadku może dojść do tego, że za prąd w gospodarstwie domowym zapłacimy nawet o 180 proc. więcej!
Czy w Polsce zabraknie węgla?
To pytanie w ostatnich miesiącach pada w niemal każdej rozmowie. Polacy obawiają się, że jesienią zabraknie węgla, a to, co pojawi się na rynku, osiągnie tak astronomiczne ceny, że nikt nie będzie mógł sobie pozwolić na zakup surowca. Grzegorz Onichimowski jest jednak ostrożnym optymistą w tej kwestii:
– Wydaje mi się, że tej zimy węgla ani gazu na potrzeby produkcji energii elektrycznej raczej nam nie zabraknie – ocenia. Jednak sytuacja nie jest całkowicie pozytywna.
- Jeśli chodzi o węgiel, problemem są raczej braki węgla zużywanego przez odbiorców komunalnych, a nie w sensie całego bilansu. Ale tutaj nie mamy jasności, bo np. na na stronach operatora systemu przesyłowego pojawiają się liczne komunikaty o awariach elektrowni. I teraz pytanie, czym te awarie są spowodowane. To znaczy, czy są to prawdziwe awarie, czy niektóre bloki są wyłączane po to, żeby oszczędzać węgiel na sezon jesienno-zimowy. Jeśli jest tak, to rzeczywiście mamy duży kłopot - tłumaczy Onichimowski.
Potrzebny jest kompleksowy plan
Według Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla nadchodząca zima będzie niezwykle trudna. W związku z brakiem dostaw z Rosji na polskim rynku brakuje 8-9 t tego surowca. Z podobnymi niedoborami borykają się także inne kraje europejskie. Niektóre z nich, jak Węgry, już dziś ogłosiły stan zagrożenia energetycznego i zakazały eksportu surowców energetycznych. Zdaniem Onichimowskiego, również polski rząd powinien podjąć stanowcze, zaplanowane działania w formie innej niż zachęcanie Polaków do ocieplania domów i zbierania chrustu.
– Przed sezonem zimowym na razie nie słyszymy o żadnym spójnym zestawie środków nadzwyczajnych, które rząd planuje wprowadzić w związku z potencjalnym deficytem paliw. Ważne, żebyśmy przygotowywali taki plan awaryjny, jakie mają już nasi sąsiedzi. W nich mówi się już nawet o tak desperackich krokach jak np. ogrzewanie jakichś hal, gdzie mogliby się gromadzić ludzie, kiedy w domach będzie zimno. Ja nie przypuszczam, że będziemy mieli do czynienia z tak skrajnymi sytuacjami, ale uspokajanie ludzi za bardzo nie jest dobre, podobnie jak tworzenie nastroju paniki. Trzeba mówić o tym, jak trudna jest sytuacja - mówił Newserii Onichimowski.
Zuzanna Ćwiklińska
fot. envato elements