“Ludzie listy piszą”, ale nie ma ich kto dostarczać
Choć kontakt za pomocą listów czy pocztówek jest obecnie niemal historią, wielu z nas wciąż korzysta z usług poczty. Listonosze nie mogą więc narzekać na brak pracy. Wręcz przeciwnie: mają jej aż za dużo.
Dzień pracy listonosza zaczyna się o 7 rano, kiedy przyjmują oni tzw. “wymianę” w swoich placówkach pocztowych, czyli partię poczty. Muszą podzielić przesyłki według rejonów i mniej więcej od 10 wyruszają, by dostarczyć je do skrzynek. Jednak problem pojawia się, gdy po powrocie ze swojego rejonu, listonosz musi często wyruszyć w kolejny. Dzieje się tak, gdy jakiś obszar nie ma swojego pocztowca bądź jest on nieobecny ze względu na chorobę czy urlop. To ma miejsce bardzo często - w niektórych placówkach z różnych przyczyn stale brakuje około połowy pracowników.
Czego domagają się listonosze?
Za tak zwaną “rozbiórkę”, czyli pracę w cudzym rejonie, listonosze nie dostają wynagrodzenia, bo jest ona traktowana jako praca w “godzinach”.
- Jeśli naczelnik nie boi się zaraportować do centrali nadgodzin, to dostajemy po 100-200 zł premii – wyznaje jeden z listonoszy. Tłumaczy, że wbrew pozorom takie dodatkowe zadania są trudniejsze niż to, co listonosz robi na co dzień, bowiem zwykle nie zna on dobrze rejonu, w którym nie pracuje. Mimo to spoczywa na nim cała odpowiedzialność, bo adresat, który nie otrzyma na przykład listu z sądu czy emerytury nie będzie chciał słuchać tłumaczeń o tym, że pocztowiec nie potrafił znaleźć adresu.
- Mamy pieniądze, emerytury, listy sądowe, komornicze. To nie są tylko pocztówki. To są poważne sprawy, a za błędy dość sporo płacimy z własnej kieszeni - tłumaczy listonosz. Dlatego właśnie pocztowcy chcieliby być wynagradzani za nadgodziny. Jednak w przypadku ich pracy, sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana.
Jak wygląda rozliczenie pracy listonosza?
Praca listonosza nie jest mierzona godzinami i rozlicza się ją w trybie zadaniowym. Oznacza to, że pocztowiec dostaje wynagrodzenie za wykonane zadania, a nie za czas, który na to poświęcił.
- Każde dodatkowe zadanie, które jest powierzane listonoszowi ponad to, co ma standardowo do wykonania, to są już godziny nadliczbowe, niezależnie od czasu poświęconego na jego wykonanie – uważa Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej.
Innego zdania jest zarząd spółki, który zakłada, że dodatkowe zadania, wykonywane za nieobecnych kolegów, nie zasługują na nadprogramowe wynagrodzenie.
Związkowcy z NSZZ Listonoszy PP postanowili zaprotestować przeciw niesprawiedliwości w wynagradzaniu listonoszy. Skierowali dwie skargi do Okręgowej Inspekcji Pracy w Gorzowie Wielkopolskim. Ich efektem były kontrole w urzędach pocztowych, które wykazały nieprawidłowości. Rozmowy z kierownictwem oraz zalecenia ze strony OIP nic jednak nie dają, a placówki pocztowe dalej funkcjonują na własnych zasadach.
Listonosze grożą strajkiem
NSZZ Solidarność Pracowników Poczty Polskiej wydał oficjalne stanowisko, w którym oświadczył, że związkowcy planują dalsze działania, by poprawić sytuację listonoszy. Można w nim przeczytać:
“Niewypłacanie listonoszom wynagrodzenia za wykonywanie dodatkowych zadań w postaci rozbiórek rejonów doręczeń za miesiąc lipiec br. spowoduje, że wystąpimy do wszystkich Okręgowych Inspektoratów Państwowej Inspekcji Pracy z wnioskiem o przeprowadzenie postępowania dotyczącego łamania prawa pracy w Poczcie Polskiej SA, wobec wielotysięcznej grupy pracowników.”
Zarząd Poczty Polskiej twierdzi, że listonosze są godziwie wynagradzani za pracę w nadliczbowych godzinach.
“Tylko w pierwszym półroczu tego roku wypłacono wynagrodzenie za pracę w godzinach nadliczbowych w liczbie 451 198 godzin” - oświadczyło w komunikacie biuro prasowe poczty.
Pocztowcy jednak nie dają się przekonać. Próby porozumienia się z pracodawcą nie przynoszą póki co oczekiwanych rozwiązań. Trzeci tydzień sierpnia ma być czasem na rozmowy ostatniej szansy. Jeśli i one zawiodą, listonosze zapowiadają, że jesienią rozpoczną strajk.
Zuzanna Ćwiklińska
fot. envato elements