Skąd na polski rynek trafia węgiel słabej jakości?
Jeszcze do niedawna Polska importowała znaczne ilości węgla z Rosji. Jednak agresja tego kraju na Ukrainę sprawiła, że umowy handlowe zostały zerwane. Przed nadchodzącą zimą potrzebne były więc kolejne źródła importu węgla. Udało się je znaleźć: do Polski przypływa dziś węgiel między innymi z Kolumbii, Tanzanii, Indonezji, Australii czy RPA.
Jednak, jak się okazuje, trafiający dziś na polski rynek surowiec jest często kiepskiej jakości. I nie chodzi tu tylko o węgiel z importu: również krajowe firmy sprzedają dziś to, co rok temu byłoby zakwalifikowane jako kopalniane odpady. A kupców nie brakuje.
O jakości węgla wszyscy już zapomnieli
W obecnej sytuacji kluczowe dla większości jest to, by kupić węgiel. Kwestia jego jakości pozostaje drugorzędna. Skutkiem tego dochodzi do takich absurdów, jak testowanie węgla poprzez... rzucanie nim o ścianę.
— Bierzemy węgiel w dłoń, lepimy z niego kulkę i rzucamy nią o ścianę. Jak odpadnie, to się nadaje, a jak się przylepi — odpada, bo zalepi nam całą instalację, zanim wpadnie do kotła - mówi portalowi Business Insider jeden z energetyków.
Test zgniatania węgla w kulkę przeprowadził i opublikował na swoim Twitterze również Grzegorz Onichimowski, były prezes Towarowej Giełdy Energii. Na zamieszczonym przez niego nagraniu można zobaczyć, że węgiel, który właśnie przypłynął do Polski, ma konsystencję niczym plastelina. Jak twierdzą energetycy, po odpowiedniej obróbce również taki surowiec będzie sprzedawany i spalany w polskich piecach. Jednak ze względu na koszty sprowadzenia słabej jakości węgla z innego kontynentu i dalszego obrabiania go, ceny węgla z pewnością nie będą się obniżały.
Czy grożą nam awarie ciepłowni?
Nagrania z węglem, który konsystencją przypomina nieco błoto, nie napawają optymizmem na nadchodzącą zimę. Nie ma wątpliwości, że to właśnie ten słabej jakości surowiec będzie dostarczał nam ciepło w najbliższych miesiącach. Energetycy nie mają wątpliwości: choć ciepłownie nie powstrzymają się od spalania kiepskiego węgla, przerwy w dostawach ciepła i energii i tak mogą nam grozić.
Wykorzystanie tego surowca może bowiem negatywnie odbić się na instalacjach energetycznych i doprowadzić do awarii. W konsekwencji mieszkańcy, którzy korzystają z miejskich źródeł ciepła, mogą zostać od nich odcięci. Mogą zdarzyć się również przerwy w dostawach prądu, gdy do awarii dojdzie w zasilanych słabej jakości węglem elektrowniach.
Czy węgla zabraknie dla elektrowni i ciepłowni?
Choć rząd zapewnia obywateli, że węgla tej zimy nie zabraknie dla nikogo, nie wszyscy podzielają ten optymizm. Choć na papierze paliwo dla koncernów energetycznych jest zakontraktowane, w praktyce nie wiadomo, czy dotrze ono na czas do poszczególnych elektrowni. Portal Business Insider ustalił, że już teraz niektóre zakłady mają problem z utrzymaniem obowiązkowych rezerw paliwa.
Równie fatalnie wygląda sytuacja firm ciepłowniczych, które nie tylko nie mają zapasów węgla, ale w dodatku mają ograniczone możliwości, by je kupić. Muszą bowiem płacić za surowiec z góry, a banki odmawiają im kredytów.
Co dalej z węglem dla klientów indywidualnych?
Powodów do radości nie mają także zwykli obywatele, którzy chcą ogrzać swoje domy węglem. Choć krajowe kopalnie robią wszystko, by zwiększyć wydobycie, nie jest to łatwe: trwają tam remonty, pojawiają się także problemy geologiczne, którym nie dało się wcześniej zapobiec. W takiej sytuacji znalazła się kopalnia Bogdanka, która zmuszona była zmniejszyć planowane wydobycie na ten rok o 1 mln ton węgla. To rozwścieczyło polityków, zwłaszcza w Ministerstwie Aktywów Państwowych. Niewykluczone, że dymisją ukarany zostanie prezes Bogdanki, Artur Wasil.
Kary dla prezesa kopalni niewiele jednak pomogą. Węgiel z Bogdanki, który przewidziano na cały wrzesień, rozdysponowany był jeszcze w pierwszym tygodniu miesiąca. Z kolei w sklepie PGG, który do niedawna był ziemią obiecaną dla klientów, ceny wzrosły o 20 proc. Niewykluczone, że kolejnym krokiem PGG będzie wprowadzenie niższych limitów na zakupy. Wcześniej klienci indywidualni mogli w ciągu roku kupić maksymalnie 5 ton opału, od 29 sierpnia limit ten został obniżony do 3 ton. Dziś mówi się o kolejnej obniżce - do 1,5 tony, jednak póki co nie wiadomo, czy taka decyzja zostanie podjęta.
Zuzanna Ćwiklińska
fot. envato elements