StoryEditorHandel

Małe sklepy znikają jeden po drugim. Czy również na wsiach ich ubywa?

Na wsie wtargnęły sklepy z wielkich sieci, miażdżąc te małe, które z wielu powodów nie są dla nich żadną konkurencją. Najbardziej cierpią na tym sklepy spożywcze i lokalni sprzedawcy. Czy temu zjawisku da się jeszcze zaradzić, czy małe przedsiębiorstwa są skazane na zagładę?

Upadek małych sklepów był do przewidzenia?

Jeszcze na początku roku „Rzeczpospolita” zwróciła uwagę na to, że w rekordowym tempie coraz więcej małych sklepów zamyka się lub ich działalność zostaje zawieszona. Po ponad pół roku sprawdziły się prognozy ekspertów, w których ostrzegali, że sytuacja ta może się jeszcze pogorszyć.

W ubiegłym roku zlikwidowano 4 tys. małych sklepów. Od tamtej pory rynek skurczył się o następne 2 tys. Najbardziej ucierpiały sklepy spożywcze

Podczas pandemii małe sklepy przeżywały swój pik. Wiele osób wolało robić zakupy w sklepach, które były blisko ich domów oraz pozwalały uniknąć kontaktu z dużą liczbą innych klientów. Gorsze były konsekwencje, które pojawiły się później – chodzi o inflację, która nie pozwala małym sklepom na cenowe konkurowanie z dyskontami, oraz wysokie koszty utrzymania, związane z cenami energii.

Nieskuteczne próby pomocy małym sklepom

Na zwiększenie szans utrzymania się na rynku małych sklepów nie wpłynęło ani wprowadzenie przez rząd ustawy o zakazie handlu w niedziele, ani o podatku handlowym. 

Zakaz handlu w niedziele okazał się nieskuteczny ze względu na liczne wyjątki, które wykorzystywali właściciele sklepów. Wypożyczali sprzęt sportowy czy wędkarski, początkowo otwierali punkty pocztowe oraz czytelnie, podawali, że pracują na dworcach autobusowych. Ustawa ta musiała być już kilkukrotnie nowelizowana i w sierpniu czekają nas kolejne zmiany ze względu na odwołanie stanu zagrożenia epidemicznego 1 lipca br.

​Przeczytaj także: Od sierpnia ostrzejszy zakaz handlu w niedzielę – koniec z pewną furtką!

Podatek handlowy został wprowadzony w 2021 r. i rozgraniczony na dwie stawki od sprzedaży detalicznej: 0,8 proc. dla tych, którzy osiągają przychody od 17 mln do 170 mln zł miesięcznie oraz 1,4 proc. dla tych, którzy zarabiają miesięcznie więcej niż 170 mln zł. Z tego powodu nie dotyczył on małych sklepów, które nie miały szans na wygenerowanie takiego obrotu w miesiąc. 

Pierwszym problemem związanym z tym podatkiem było ciągłe przekładanie daty jego wprowadzenia – UE zakwestionowała go, uznając, że dyskryminuje większe sklepy, a faworyzuje mniejsze, wybuchła również pandemia. Sam projekt ustawy o nim został ogłoszony w 2016 r. Jedyne co zmienił, to ceny w sklepach dyskontowych, które nieznacznie się podniosły.

Wielka konkurencja – nie tylko sklepy dyskontowe

Dla wielu małych sklepów dyskonty nie stanowią jedynej konkurencji. Muszą się również mierzyć ze sklepami internetowymi (e-commerce). Poza sklepami spożywczymi, największe problemy z utrzymaniem się na rynku mają sklepy rybne, księgarnie oraz sklepy obuwnicze.

Wskazano również na inne zagrożenie, jakim jest wprowadzenie sklepów typu convenience. Są one łudząco podobne do tych znanych nam jako osiedlowe – są małe, znajdują się w nich produkty potrzebne nam na co dzień, jednak ze względu na franczyzę jawią się jako atrakcyjniejsze i przystępniejsze cenowo. Dodatkowo działają zazwyczaj w trybie samoobsługowym, więc mogą być otwarte od wczesnego ranka do późnego wieczora, a nawet – być całodobowe i dostępne w niedziele. 

Obecnie forma tych sklepów zyskuje na popularności w miastach, ale za niedługo mogą zostać wprowadzone także w mniejszych miejscowościach ze względu na urbanizację terenów wiejskich.

 

​Teresa Karwacka

​fot. envato elements

pogoda
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 03:41