Jedynie 16 proc. Polaków mieszających na wsi w ciągu ostatnich 6 miesięcy korzystało z komunikacji zbiorowej ze zwiększoną częstotliwością (to wynik badania Quality Watch dla Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor). Dlaczego tak się dzieje? Jak radzą sobie osoby bez prawa jazdy, samotne i chore?
Polacy muszą kupować auta
Według ekspertów Polacy chętnie korzystają z transportu publicznego. Ale ta sytuacja dotyczy głównie większych miast, tam zanotowano wzrost sprzedaży biletów jednorazowych i krótkookresowych. Natomiast na obszarach wiejskich już nie jest tak różowo.
Utrudnienia w dostępie do komunikacji zbiorowej przyczyniają się do zwiększenia zapotrzebowania na zakup samochodu. BIG InfoMonitor przytacza dane Eurostatu, które wskazują, że w naszym kraju na 1 tys. mieszkańców przypada 664 samochodów, co plasuje nas w czołówce krajów UE. Z uwagi na ograniczenie kosztów zakupu, zwiększa się popyt na starsze i używane samochody.
Wykluczenie komunikacyjne
Czy to znaczy, że w Polsce nie potrzebujemy transportu zbiorowego? Otóż nie! Tak naprawdę Polacy często są zmuszeni do zakupu auta, bo mają ograniczoną dostępność do transportu publicznego. Dojazd do lekarza, na zakupy, do pracy czy szkoły dla niektórych rodaków, zwłaszcza ze wsi, przeradza się w prawdziwy problem. Jednak nie każdego stać na kupno samochodu. Osoby starsze, schorowane, niepełnosprawne i uboższe w takiej sytuacji zostają z niczym. W ten sposób rodzi się zjawisko wykluczenia społecznego.
Długi i kryzys
Okazuje się, że długi firm transportowych sięgają 408 mln zł. Jak czytamy na money.pl większość z tej kwoty dotyczy przewoźników oferujących przewozy autokarowe i świadczących usługi na terenach wiejskich. Wniosek nasuwa się sam – chodzi o PKS-y i lokalne firmy, które wielokrotnie dawały jedyną możliwość na premieszczenie się ze wsi do miasta. Pozostaje pokonać drogę peszo, rowerem lub samochodem, jednak nie każdy może sobie pozwolić na te alternatywne metody. Powodem może być zły stan zdrowia, czy brak pieniędzy. Ten smutny stan zapoczątkowała pandemia – nauczanie zdalne uderzyło w firmy zajmujące się przewozem uczniów.
– Zainteresowanie publicznym transportem autobusowym spada, firmy obcinają kolejne kursy, a mieszkańcy, którzy mają dość nieustannie zmieniających się rozkładów czy nieprzyjeżdżających autobusów, przesiadają się do prywatnych samochodów – podaje główny analityk BIG InfoMonitor Waldemar Rogowski (cyt. za money.pl)
Czy będzie jeszcze trudniej z dojazdem?
Sytuacja może być jeszcze bardziej dramatyczna w obliczu wzrostu cen paliw. Kolejne osoby nie będzie po prostu stać na dojeżdżanie samochodem do sklepu, szkoły czy lekarza.
Katarzyna ze wsi Młynek w województwie wielkopolskim wspomina – Jakieś 15 lat temu, kiedy byłam dzieckiem w naszej wsi PKS-y jeździły nawet 4 razy dziennie. Moja mama nie ma prawa jazdy, był to jedyny sposób przemieszczania się do miasta. Pod koniec gimnazjum przedsiębiorstwo zbankrutowało, koszty utrzymania były większe niż dochody i już nie było możliwości korzystana z PKS-ów. Jedynie bus przyjeżdżał o 7.30, by zabrać dzieci do szkoły. Jeśli lekcje zaczynały się późnej, trzeba było przeczekać w świetlicy. Powrotny autobus można złapać ok. 14.20. Bardzo często zabieram ze sobą moje sąsiadki, które nie mają ani prawa jazdy, ani samochodu. Pomagam im w dojeździe do lekarza czy na zakupy.
– Kiedyś PKS-y jeździły często. Dzięki temu mogłam z mamą bez problemu dojechać z mojej wsi (w gminie Grabica) do Piotrkowa, czy do Łodzi. Teraz już nie ma takiej opcji, od 10-15 lat autobusy już nie kursują, a mieszkańcy zostali z niczym. Oczywiście mogą dojść na piechotę 3 kilometry do Piotrkowa, ale w przypadku starszych i schorowanych osób to niemały problem – opowiada Anna, mieszkanka małej wsi pod Piotrkowem.
Angelika Drygas
Fot. envato elements